W dniu 31 lipca, a więc w ostatni dzień trwających od piątku Dni Lidzbarka, członkowie, sympatycy i przyjaciele Stowarzyszenia Wrota Mazur, kontynuując utrwalającą się coroczną tradycję, po raz trzeci spłynęli kajakami Welem. Tym razem, po ostatecznej korekcie, trasą Jez. Tarczyńskie i Grądy, Koszelewki, Wąpiersk, Jez. Zakrocz, Koty do Ciborza.
Jak było? Przeżyjmy to jeszcze raz podpierając się materiałem zdjęciowym wykonanym prawie w całości przez Marka Szatkowskiego.
Zbieramy się na parkingu przy Dziadowskiej, pierwsza grupa już odjechała, pozostali pozują do pamiątkowego zdjęcia. Przeglądając listę uczestników odnotowujemy z przyjemnością, że uczestniczy w naszym spływie co najmniej połowa Polski, a więc Lidzbark, Działdowo, Rybno, Warszawa, Grodzisk, Gdańsk, Czyste Błota w międzyczasie Kanada, Łódź, ho.. ho.. Katowice.
Oficjalne powitanie, życzenia dobrej pogody, dobrych humorów i szczęśliwego zakończenia.
Pół minuty dla spóźnionego ratownika,
Wodowanie w Tarczynach
Włodek z Grodziska Mazowieckiego - tu w "historycznych" rozmowach jeszcze na lądzie.
i jego kolega Jurek z Warszawy wyśledzili naszą stronę w sieci i uczynili wszystko, by w spływie uczestniczyć. Jurek dzielnie pokonał wszystkie przeszkody, dopiero na ostatniej skąpał się po czubek głowy. Humoru nie stracił.
Liczymy kajaki na jeziorze. Jest ich dwadzieścia trzy. Ja i Marek jako ostatni dołączymy do nich, Basia i Jurek wracają do Lidzbarka ciężko pracować byśmy mieli co zjeść i wypić po wyjściu z kajaków.
A oto przegląd uczestników w kolejności zupełnie przypadkowej
Dokumentuje spływ także Marcin. Łapie i zamyka w kadrze ulotne cuda natury, grę światłocieni na powierzchniach u styku trzech żywiołów, roślinności, wody i powietrza, otwierającą się nagle perspektywę, poszerzoną wezbraną wodą, i nasyconą pastelowymi barwami. Wklejam tutaj kilka zdjęć, bez zbędnych słów komentarza.
Ratownicy w akcjach, rozmowach i na castingu
W założeniach, spływ łączył przyjemność z monitorowaniem czystości na przepływanym odcinku, i... zbieraniem śmieci. Każdy kajak wyposażyliśmy w rękawiczki i worek, tak że jeśli ktoś z uczestników czuł wewnętrzną potrzebę sprzątnięcia po swoich mniej zdyscyplinowanych bliźnich, mógł to uczynić. Zrobiło to wielu, a zebrane "skarby" wyładowaliśmy na Podciborzu. Pomogły nam miejscowe dzieciaki. Dziękujemy. Zdobywcą największej ilości wątpliwych "skarbów" został Adam. Gratulacje i dzięki za aktywność. W nagrodę rezerwujemy miejsce na przyszły rok.
Według oceny tych, co płynęli tym odcinkiem po raz drugi, śmieci jakby mniej.
Zbliżamy się do końca spływu. Jeszcze bystrze pod mostem kolejowym szumiące na odległość i drugie pod mostem drogowym, jeszcze jedna przykra przeszkoda w postaci zwalonego drzewa i jesteśmy u wrót gościnnego gospodarstwa agroturystycznego Jana i Haliny Kamińskich w Ciborzu. To miejsce, ze względu na położenie (tuż przy rzece), gościnność gospodarzy, standard, polecamy wszystkim pływającym szukającym odpoczynku, odświeżenia i nabrania sił na dalsze etapy. (http://mazury_agroturystyka.republika.pl/).
Zmęczeni fizycznie, niektórzy doszczętnie przemoczeni, ale szczęśliwi, że pokonali wszelkie trudności na trasie, szczególnie w odcinku końcowym, delektując się swojskim chlebem ze smalcem marki Zdrojek, zagryzając ogórkiem marki Marchlewicz, stajemy w kolejce do grilla tradycyjnie już i niezawodnie obsługiwanego przez Barbarę i Piotra. Przywoławszy na buzię najpiękniejszy uśmiech i przywdziawszy fantazyjne kucharskie nakrycie głowy, pomaga tej dwójce Teresa. Zapomniawszy o swoich rolach, pełnionych na co dzień, przy dźwiękach nieocenionej "harmoszki" Pana Krasińskiego, bawimy się znakomicie i długo, już umawiając się na spływ w roku następnym.
Wszystkim uczestnikom spływu za współtworzenie niezapomnianej atmosfery, organizatorom, szczególnie: Barbarze, Piotrowi, Teresie, Jurkowi, Jurkowi, Markowi, bez pracy i zaangażowania których, spływu by, po prostu, nie było – serdecznie dziękuję.
Tekst: Zbigniew Rzeszutko
Zdjęcia: Marek Szatkowski