Przeskocz do treści

Z Tuczek na Koty – Kajakiem

Po prawie dwutygodniowym przygotowaniu, zmieniających się koncepcjach wyboru odcinka spływu, do końca płynnej liście uczestników, bo ktoś zaniemógł, ktoś się wystraszył, że nie da rady, ktoś mając do wyboru kajaki - wybrał wesele, wreszcie zapadła decyzja. Zbieramy się wszyscy, 23 sierpnia o godz. 11 w Tuczkach przy młynie i tam wodujemy kajaki. Ja liczę uczestników, Jerzy - kajaki, dość trudno zdobyte bo przecież pogoda wyśmienita i zapotrzebowanie nań spore.

Jeszcze na lądzie

Wszystko się zgadza ostateczna stawka uczestników dopisała. Są to przede wszystkim członkowie Stowarzyszenia "Wrota Mazur", są osoby nam przyjazne, są tacy co z wodą za pan brat, są nowicjusze. Ci co siądą po raz pierwszy w kajaku też nie mają się czego obawiać, w razie czego jest ratownik, jest kilku lekarzy, więc kajaki na wodę, wiosła w ręce i... do przodu z biegiem rzeki. Rzeka i cały szlak wodny na tym odcinku jest w miarę bezpieczny i jak się później okaże, a widać to na zdjęciach, wszyscy wiosłują jak profesjonaliści i zachowują się jak starzy wyjadacze.

Uczestnicy w pełnej krasie i akcji

Nieładnie dyrektorze... Tak żonę wykorzystywać...

No... Poprawił się...

Znajomi przyjaciół - nasi przyjaciele

Nabieramy impetu

Wdzięk i gracja

Ratownicy czuwają...

Przeprawa nad i pod

Po co ten spływ?
Po prostu, i po pierwsze - dla przyjemności i w celach poznawczych. Powiedzenie "pod latarnią najciemniej" sprawdza się i tutaj. Mimo że szlak wodny Welu znany jest ze swych rozlicznych atrakcji w kraju, nierzadko za granicą, to wielu z nas płynie na tej trasie po raz pierwszy, prawdopodobnie w duchu żałując, że czynią to tak późno.

Po drugie - wysiłkiem wielu osób z wodą związanych, na początku lipca br., jako stowarzyszenie, zorganizowaliśmy akcję sprzątania rzeki na całej jej spławnej długości. Plonem tej akcji było zebranie, a raczej wyciągnięcie z jej koryta, śmieci ledwo mieszczących się w czterdziestu plastikowych worach i przewiezienie ich tam gdzie od początku znaleźć się powinny. Chcieliśmy sprawdzić stan czystości rzeki po upływie miesiąca z okładem, nie wierząc, że jednorazowa akcja załatwi problem raz na zawsze.

Po trzecie - problemy rzeki jak i jej walory zamierzaliśmy upublicznić piórami redaktorów z działdowskiej i nowomiejskiej prasy, wszak wspólną mamy rzekę, wspólnie z niej korzystamy i wspólnie moglibyśmy rozwiązywać jej problemy. Niestety, mimo wcześniejszych uzgodnień, w ostatniej chwili, obaj odmówili udziału w spływie, wyszukując sobie inne zajęcia, a szkoda, niech żałują.

Coś dla duszy...

Wracamy na rzekę. Jej wartki nurt, przy wodowaniu, powoli traci swój impet, by w końcu zleniwieć zupełnie i prawie zaginąć w szerokim rozlewisku spowodowanym trzymetrowej wysokości jazem w Grabaczu. Rozlewisko jest płytkie, porośnięte wodną roślinnością , a nieopatrznie głębiej zanurzone wiosło wydobywa na wierzch porcję, niezbyt ładnie pachnących, osadów dennych. Tak się dzieje, mniej lub bardziej, wolniej lub szybciej, przed każdą zaporą, lepiej gdyby mniej i wolniej. Dobijamy do brzegu tuż koło jazu i na moście słuchamy kilkuminutowej prelekcji dyrektora Welskiego Parku Krajobrazowego na temat zalewu i jego oddziaływania na najbliższe środowisko.

Przenośka w Grabaczu

Panowie łapią za uchwyty na kajakach i znoszą je w dół , gdzie woda znowu wraca do koryta rzeki w pomniejszonej ilości, gdyż jej część, górą i lewą stroną, zasila kanał dostarczający wody do ok. 80 hektarów stawów rybnych, rozlokowanych w okolicznych gospodarstwach. Rzeka jest wąska , miejscami unosimy wiosła do góry, by nie zahaczać o gęste szuwary. W pewnym momencie woda niewielką wyrwą w prawym brzegu ucieka z właściwego koryta i z impetem wpływa do szerokiego rowu - samowolki budowlanej okolicznego rolnika , która jeśli potrwa dłużej spowoduje zamarcie koryta właściwego.

Pod "bramką"

Przez około cztery kilometry płyniemy spokojnie i bez większego wysiłku raz zanurzając się w zieleń lasu, pośród refleksów słońca prześwitującego przez gęste listowie, to wypływając na otwartą przestrzeń wody i zieleni torfowych łąk, brzegami ozdobionych purpurowymi kwiatostanami krwawnicy pospolitej, wyniosłymi pędami sadźca konopiastego, z baldachami kwiatów na szczytach, i kępami wiązownicy błotnej, jeszcze kwitnącej, ale i ozdobionej puchem dojrzewających nasion, gotowych do zasiedlanie nowych stanowisk. Na wysokości swych nosów mijamy, zanurzone w wodzie kępy mięty, wdychając jej intensywny zapach, jeszcze spotęgowany temperaturą i promieniami słońca . W naturalnych zakolach podziwiamy choć nieliczne to jednak... lilie wodne, czyli grzybienie białe , przypominając sobie ich ilości, które Talibowski z wielkim poświęceniem wyciągał i składał u stóp swej niespełnionej miłości, pani Barbary, w "Nocach i Dniach".

Gdzieś na trasie

Okienko do nieba

Ledwie się można przecisnąć

Powoli kończy się odcinek rzeki.. Wpływamy w rozszerzający się lej szuwarów, a na twarzach czujemy ożywcze podmuchy rześkiego wiaterku. Znak, że wpływamy na wielką wodę. Jeszcze parę ruchów wiosłami i otwiera się przed nami ok. 150 hektarów wody Tarczyńskiego Jeziora. Musimy przepłynąć środkiem jego długość (2 km) mając pod dnem kajaka średnio 4 m czasem 9 m głębokości. Mimo niepokoju w oczach niektórych, idzie nam to sprawnie.

Dopływamy do tzw "krótkiej rzeki" o brzegach obrośniętych gęsto trzcinami i nią wpływamy do długiej rynny Jeziora Grądy i znów kolejne dwa kilometry wiosłowania, a może i więcej, bo niektóre kajaki podejrzanie płyną zygzakiem. Pomiędzy sterczącymi z wody słupami byłego mostu w Koszelewkach wpływamy do koryta rzeki i przesuwamy się na południe mijając spodem most na drodze Koszelewy - Wąpiersk Na tym odcinku brzegi rzeki porastają okazałe oczerety, rodzaj wodnego sitowia dwumetrowej wysokości osłaniającego szczelnie oba brzegi.

W miarę spokojnie i bez wysiłku docieramy do ostatniego na dzisiejszej trasie jeziora Zakrocz, a stąd do celu naszej podróży, czyli do kawałka łąki nadrzecznej, własności p. Ludwika Romanowskiego, w miejscowości Koty, gdzie urwawszy się wcześniej załoga jednego kajaka, czyli Basia i Jerzy, witają nas, a zapach pieczonych na grillu smakołyków przypomina, że spędziliśmy pracowicie na wodzie prawie pięć godzin, kości domagają się wyprostowania, siedzenia odpoczynku na stojąco, a żołądki wypełnienia.
Z przyjemnością spędzamy jeszcze dodatkową godzinę na stałym lądzie oddając się rozkoszom podniebienia i wspominając minioną co przygodę z rzeką i jeziorami, umawiając się na kolejne - w przyszłości.

I znowu na lądzie...

W założeniach miało być miło i pożytecznie. Miło było, a pożytecznie?. Cóż, stwierdziliśmy, że szlak, chociaż jeszcze czysty, to z powrotem się zaśmieca Pływają puszki po piwie, gdzieś na trasie, niczym na wystawie sklepowej, stoi sobie - but. Czyli czyszczenie rzeki powinno być pracą ciągłą.

Stwierdziliśmy, że brzegi szlaku wodnego powinny być wyposażone w małą architekturę typu stolik, dwie ławki, kosz na śmieci, w miejscach uzgodnionych z właścicielami gruntów, w odstępach 2-3 godzin spływu, gdzie można by było odpocząć, przebrać się, posilić, uwolnić od śmieci itp. Punkty takie powinny funkcjonować na zasadzie obopólnej korzyści.

Newralgicznym ogniwem w utrzymaniu czystości wód tego odcinka jest działalność oczyszczalni ścieków w Rybnie, która:

  • Niestety, w okresie dotychczasowej "produkcji", wprowadziła do rzeki pewne ilości osadów, które, w sposób widoczny i wyczuwalny, zaległy u ujścia rzeki do rozlewiska w Grabaczu. Jako Stowarzyszenie, chcemy być pomocni w szukaniu sposobów i środków, na stopniową ich neutralizację i eliminację.
  • Nie powinna dokładać do istniejących już, kolejnych pokładów osadów dennych na rozlewisku. Historia budowy oczyszczalni jak i projektowane rozwiązania technologiczne chyba nie do końca wzięły pod uwagę szczególności tego rejonu, produkującego ogromne ilości ryb, których jakość i smak zależą od jakości i czystości wody. Dziś na szczęście świadomość zagrożenia jest daleko większa i powszechniejsza, zarówno wśród producentów ryb jak władz samorządowych i wierzymy, że wójt gminy Rybno, znany z przedsiębiorczości, modernizację oczyszczalni uzna za priorytet na najbliższy czas swej działalności

W działaniach naszego Stowarzyszenia "Wrota Mazur" rozwiązywanie problemów szlaku wodnego rzeki Wel jest również jednym z priorytetów i tu, ze wszystkimi, deklarujemy szeroką współpracę.

Tekst: Zbigniew Rzeszutko
Zdjęcia: Marek Szatkowski
Michał Nowaliński